Ostatnio pisałem o problemach jakie niesie ze sobą wspieranie konsumpcji przez rząd (oraz o błędach w rozumowaniu). Dzisiaj natomiast postaram się wykazać logiczne następstwa działań rządów wspierających konsumpcję oraz dla porównania, tych wspierających produkcję. Zdradzę od razu, że słynne "kto chce obniżać podatki w czasie kryzysu ten kłamie" jest całkowicie logiczne lecz, jak już pisałem, oparte na błędnych założeniach. Nic co opiera się na kradzieży nie może przecież prowadzić do wszechobecnego dobra, gdyż wówczas kradzież musiałaby nim również być.
Wspieranie konsumpcji
Rząd wierzący ślepo w konsumpcję musi się zastanowić w jaki sposób może zachęcić czy wręcz zmusić obywateli do większej konsumpcji. Może to zrobić na wiele sposobów ale postaram się pokazać te najbardziej powszechne.
1. Kontrola pieniądza
Przede wszystkim ludzie zaczną więcej konsumować jeżeli
nie będzie opłacało się oszczędzać. Stanie się tak np. wtedy, gdy każda złotówka, którą ludzie zarobią po jakimś czasie zmniejszy swoją wartość. Na przykład, jeżeli zarobię dziś 100 zł to jedyne co mnie powstrzyma przed trzymaniem ich w skarpecie to fakt, że za miesiąc kupię za nie tyle co dzisiaj za 90 zł. Czyli gdy ze 100 zł zrobi się 90. Ale jak to osiągnąć? Sprawa jest prosta. Wystarczy, że zwiększy się podaż pieniądza, gdyż wartość pieniądza, tak jak każdego dobra na rynku, kształtuje podaż i popyt. Jak wiadomo gdy rośnie podaż to spadają ceny. W tym celu tworzymy narodowy bank centralny, który będzie posiadał maszyny drukarskie aby móc fizycznie zwiększać podaż pieniądza zgodnie z wolą rządu. Jednak aby tego dokonać musimy jeszcze zadbać o to by
w całym kraju można było płacić tylko tym pieniądzem emitowanym przez bank centralny. Jeżeli rząd by tego nie dokonał to ludzie widząc, że papier nie trzyma wartości woleliby płacić czymś, np. srebrem, złotem (czy nawet papierosami).
Czy to wystarczy? Jak już pisałem poprzednio, rozdanie ludziom po prostu dodatkowych pieniędzy spowoduje nagły wzrost cen więc skończyłoby się to tym, że ludzie wszystkie zarobione pieniądze wydawaliby na najbardziej przyziemne potrzeby. Cóż więc można zrobić? Należy stopniowo rozdawać pieniądze i to konkretnym małym grupom ludzi, którzy wykorzystają je na ważne, w mniemaniu rządu oczywiście, inwestycje.
2. Kontrola stóp procentowych
Rząd może rozdawać pieniądze ale niezbyt często i tylko niektórym podmiotom. To może nie wystarczyć (a kiedy wreszcie wystarczy?) więc należy zadbać o to, by również zwykli zjadacze chleba mogli kupować dobra wyższego rzędu bez potrzeby oszczędzania (gdyż podczas oszczędzania gospodarka się nie rozwija). W jaki inny sposób niż oszczędzanie można coś kupić na co się nie ma pieniędzy? Oczywiście biorąc kredyt. Jak wiemy banki nie chętnie rozdają kredyty osobom, które nie mogą ich spłacić. Władza musi więc zadbać o dwie rzeczy. Po pierwsze musi zmusić banki do rozdawania kredytów po określonym oprocentowaniu oraz aby tego dokonać musi im zagwarantować, że nie upadną.
Z czego banki udzielają kredytów? Uczciwie? Z pieniędzy, które wpłacają klienci i, co do których udzielają zgody na pożyczanie ich przez bank w zamian za część zysków. Niestety w ten sposób nie powstaje za wiele kredytów. Idealnie byłoby tak sprawić aby każdy pieniądz wpłacony do banku mógł być pożyczany. Jednakże wówczas wystarczy, że klienci nagle zechcą wypłacić wszystkie swoje pieniądze (
tzw. run na bank), a bank nie będzie miał po prostu z czego oddać. Taki system nazywa się ładnie
systemem o rezerwie cząstkowej, a mówiąc prościej piramidą finansową, w której to tylko część wpłaconych pieniędzy pozostaje w banku. Ta część nie może pozostać bez kontroli (w Polsce wynosi 3,5%). Ale jak zabezpieczyć banki przed ich upadkiem w przypadku
runu? Nie można dopuścić by bankowi zabrakło pieniędzy więc musi powstać odpowiedni fundusz, na który będą się zrzucały wszystkie banki (czyli
de facto ich klienci) i w razie czego będzie można tym je uratować. Jeżeli to nie wystarczy to są przecież jeszcze maszyny drukarskie. Oprocentowanie kredytów kontroluje się za pomocą tzw.
stóp procentowych czyli minimalnego oprocentowania kredytu, po którym bank udziela go swoim najlepszym klientom.
Warty odnotowania jest fakt, że jeżeli bank może pożyczać 96,5% wpłaconych pieniędzy to będzie chciał pożyczać je jak najtaniej bo przy takiej ilości środków najmniejszy procent będzie generował horrendalny zysk, a im mniejszy procent tym więcej pieniędzy uda się pożyczyć. Jak wiemy tanie kredyty spowodują natychmiastowy wzrost cen tak samo jak dodrukowanie pieniędzy (gdyż jest to właściwie to samo, ale to tym kiedy indziej). Co jest kryterium ustalania stóp procentowych? Oczywiście skala konsumpcji. Jeżeli eksperci uznają, że ludzie dużo konsumują to można te stopy utrzymywać na wyższym poziomie, a jeżeli za mało to trzeba je obniżyć. Oczywiście najlepiej tą odpowiedzialność zrzucić "na ekspertów" więc stopy procentowe w Polsce ustalają ekonomiści wchodzący w skład Rady Polityki Pieniężnej.
3. Podatki
Każdy rząd jest świadomy tego, że ludzie zazwyczaj są
głupi i konsumują to co służy im egoistycznym pragnieniom. Ale przecież ktoś musi zadbać o wyższe cele takie jak badania naukowe, ochrona środowiska, utrzymywanie pokoju na świecie czy edukacji i służba zdrowia. Na te cele potrzeba by dodrukować sporo pieniędzy, a to odbiłoby się zbyt gwałtownym wzrostem cen. Co można innego zrobić? Oczywiście ukraść... tfu, opodatkować! Innymi słowy jak zabierze się ludziom pieniądze to ich przecież nie przybędzie i będzie można je wydać na rzeczy, na które oni nie chcą sami wydawać. W ten sposób rząd uchroni kluczowe dla niego firmy przed upadkiem, a nawet sprawi, że one nigdy nie będą musiały się troszczyć o klientów, gdyż pieniądze zawsze się dla nich znajdą. Czyli podatki utrzymuje się możliwie wysokie (aby mogły się rozwijać strategiczne dla państwa firmy).
Szczególnie ważne jest to w czasie kryzysu kiedy ludzie, gdy czują, że ich posady są zagrożone, zaczynają szczególnie oszczędzać.
Rząd doskonale wie, że ludzie nie lubią płacić podatków i będą szukali schronienia czy to w innych krajach czy to ukrywając swoje dochody. Prawo zatem musi być skonstruowane tak aby takie działania były szczególnie piętnowane. Jednak aby wymusić stosowanie prawa, potrzebna jest kontrola policji i sądów. To rzecz najzupełniej oczywista. Ale samo zastraszenie ludzi nie wystarczy.
Najlepiej byłoby sprawić by ludzie uznali podatki za coś dobrego, coś z czego czują, że odnoszą korzyści. Można oczywiście wybudować jakieś drogi, parki, rozdać trochę pieniędzy ubogim (tylko nie za dużo aby zostało coś na kluczowe firmy) ale to i tak nie wystarczy. Te barany zawsze liczą pieniądze i jak będą mieli przynieść połowę pensji do urzędu to oczywiście nikt nie przyjdzie, a to by oznaczało użycie siły. Jest lepszy sposób. Jak wiadomo ludzi, którzy dają pracę jest zdecydowanie mniej więc ich łatwiej będzie zastraszyć. Wystarczy aby to oni odprowadzali podatki za swoich pracowników. Czyli pracownik z pensji, którą otrzyma od pracodawcy już nic nie będzie musiał nic oddać. Ba, mało tego, jak rząd wprowadzi jeszcze ulgi podatkowe to będzie on (pracownik) miał wrażenie, że nie tylko nic nie płaci ale to jemu państwo dopłaca!
4. Kontrola konkurencji
Rozumiemy już, że szczególnie złym dla państwa zjawiskiem są zbyt szybko obniżające się ceny. Oczywiście zbyt szybko podnoszące się ceny też będą złe, gdyż nikt nie zdąży na nie zarobić, a ratowanie później gospodarki tanimi kredytami może się źle skończyć. Obniżające się ceny mogą skłonić ludzi do zwlekania z kupnem towaru, a więc do ograniczenia konsumpcji. Co jest oczywiście niedopuszczalne! Jak z tym walczyć? Jednym z czynników powodujących spadek cen jest rosnąca konkurencja. Z jednej strony konkurencyjne firmy mogą się dogadać między sobą (tzw. zmowa cenowa), a z drugiej może znaleźć się ktoś zbyt uzdolniony, kto wykona tę samą pracę połowę taniej. A co będzie jeśli po nim znowu znajdzie się ktoś kto wykona to jeszcze połowę taniej? Nie możemy do tego dopuścić. Najlepszy jest oczywiście złoty środek czyli ceny wśród konkurentów powinny oscylować wokół średniej. Gdy któraś firma wypada zbyt daleko od średniej (oczywiście gdy produkuje taniej, bo gdy drożej to i tak nikt tego nie kupi) to znak, że stosuje
dumping cenowy (produkuje za tanio) co jest bardzo złe dla gospodarki. Przez nią mogą upaść pozostałe firmy produkujące drożej czyli znowu spadłaby konsumpcja. Tak jak w przypadku podatków rząd musi się skupiać na piętnowaniu firm, gdyż bez ich kontroli konsumpcja może całkowicie zaniknąć.
5. Inne regulacje
Jest jeszcze wiele innych zagadnień. Na przykład trzeba jakoś sprawić by z jednej strony firmy płaciły coraz więcej pracownikom by mogli coraz więcej konsumować (np. płaca minimalna, związki zawodowe), co znowu jest podwójnie dobre, gdyż pozbawia firmę tak złych oszczędności. Jak firma nie chce wydawać to niech zrobi to jej pracownik. A jeśli firma nie ma oszczędności? To trzeba ją poratować jakąś dotacją, sprawiając tym samym, że zaczyna ona dbać wówczas o to czego chce państwo, a nie o to czego chcą klienci. Państwo płaci, państwo wymaga. Z drugiej strony ważne jest by obywatel zawsze liczył na państwo, gdyż wtedy nie będzie próbował omijać podatków.
Podsumowanie
Jak widać niemal wszystkie działania rządu są całkowicie logicznym następstwem przesłanki, że wspieranie konsumpcji prowadzi do dobrobytu. Problem oczywiście w tym, że ta przesłanka jest błędna. Dla porównania zobaczmy co robiłby rząd, który wspiera (całkiem słusznie) produkcję.
Wspieranie produkcji
Czy rząd potrzebuje kontroli pieniądza do motywowania ludzi do działania? Dodrukowywać nie ma sensu, ponieważ w ten sposób pozbawia ludzi oszczędności, które są odkładane na inwestycje (czyli konsumpcję odłożoną w czasie). Jeżeli zabierze wszystkim tyle samo to nic to nie zmieni, gdyż zarówno ludzie będą mieli mniej pieniędzy jak i ceny spadną. Jeżeli zabierzemy niektórym to nie odłożą oni na inwestycje. Zatem kontrolowanie pieniądza nie ma sensu.
A stopy procentowe? Nie jest w interesie rządu narzucać rynkowi ceny kredytów, gdyż jeżeli nie trafi to znowu zabierze ludziom oszczędności lub zabierze ludziom kredyty, które w normalnej sytuacji nie są szkodliwe (tzn. wtedy gdy klient wie, że jego oszczędności są pożyczane i może je stracić), a nawet pożyteczne. Pożyteczne dlatego, że jeżeli ryzykant biorący kredyt wytworzy tyle dobra, że nie tylko go spłaci ale jeszcze coś dołoży to tylko możemy się cieszyć. Ale dlaczego nie są szkodliwe? Gdyż saldo się zgadza. Jak bank pożyczył pieniądze to mamy 0 na koncie, a nie jak poprzednio tyle samo co mieliśmy (czyli nie przybyło pieniądza do gospodarki). Jak bank będzie oszukiwał to rynek doprowadzi go w końcu do upadku. Jak klient nie spłaci to nic się nie stanie, bo klient banku liczył się z ryzykiem. Po prostu klient nie zaufa drugi raz temu bankowi, a bank następnym razem będzie bardziej uważny komu pożycza pieniądze.
Podatki? Każde opodatkowanie zmniejsza oszczędności czyli rząd musi starać się je utrzymywać możliwie najniższe (lub wcale).
Kontrola konkurencji? Rynek świetnie ją kontroluje. Firmy produkujące za drogo lub nieuczciwie są przez klientów omijane więc upadają. Nie ma kto ich ratować. Zatem wszystko pod kontrolą :)
Co innego można zrobić? Przede wszystkim musimy dbać o prawo własności oraz o rozwiązywanie konfliktów. Każda kradzież działa tak samo jak podatki (właściwie to to samo, nie?). Oczywiście można pozostawić tę sprawę rynkowi, a można ją też znacjonalizować. Nie wchodźmy tu wspór co jest lepsze.
Streszczenie
Poniżej to samo, w krótkiej formie:
WSPIERANIE KONSUMPCJI | WSPIERANIE PRODUKCJI |
kontrola pieniądza - jedna państwowa papierowa waluta | brak kontroli pieniądza, wiele pieniędzy na rynku (w tym brak papierowych) |
kontrola banków i stóp procentowych | brak kontroli banków i stóp procentowych |
możliwie wysokie podatki | możliwie niskie podatki (lub ich brak) |
kontrola konkurencji, dużo regulacji firm | brak kontroli, mało regulacji (lub w ogóle) |
płaca minimalna, związki zawodowe, dotacje, socjal (by każdy mógł coraz więcej konsumować) | oczywiście brak ingerencji państwa w życie obywateli, każdy jest odpowiedzialny za siebie |
Podsumowując, wspieranie konsumpcji sprowadza się przede wszystkim do okradania obywateli. Ludzi traktuje się jak bydło, które nie wie co dla nich dobre. I to, jak mówią, dla naszego własnego dobra. Tym bardziej nie ma to sensu, gdy już wiemy, że to podaż tworzy popyt, a nie odwrotnie. Całe zagadnienie sprowadza się do tytułowego pytania okradać czy nie okradać.
Polecam bardzo książkę "Historia pisana pieniądzem" Jakuba Wozinskiego, która ukazuje losy Polski w kontekście pieniądza. Jak się zapewne spodziewasz każdy władca chciał mieć monetę w swoim ręku i zmuszał ludzi do posługiwania się nią. W ten sposób mógł bezkarnie okradać obywateli finansując swoje cele. Nic od tamtej pory niestety się nie zmieniło.