sobota, 24 października 2020

O aborcji

W ostatnim czasie zrobiło się głośno na temat aborcji. Nie będę tu się wypowiadał na temat prawa jako takiego, gdyż specjalnie mnie ono nie interesuje - przynajmniej dopóki nie zmusza ludzi do robienia czegoś złego. Poruszyły mnie natomiast bardzo mocno reakcje moich znajomych i najbliższych, którzy przy okazji całej tej sprawy zdają się nie widzieć niczego złego w aborcji (czasami tylko w niektórych okolicznościach, a czasami bez względu na okoliczności).

Oto argumenty, które słyszałem:
1. Aborcja to wybór kobiety bo to jej ciało.
2. Aborcja to ukrócenie cierpienia matki.
3. Aborcja to ukrócenie cierpienia dziecka.
4. Aborcja do pewnego momentu to nie morderstwo bo płód to nie człowiek.

Zmierzę się najpierw z ostatnim argumentem, gdyż pozwoli mi to postawić fundamenty pod resztę obiekcji. Zacznijmy od tego czy argument w ogóle ma sens. Czy zabijanie jest czymś złym jeśli nie dotyczy człowieka?

Myślę, że łatwo można by tu przytoczyć wielorakie przykłady, że nie ma w tym nic złego. Ostatecznie zabijanie zwierząt lub roślin, choćby na pokarm wydaje się być nieuniknione i próżno szukać wskazówek co do zakazu ich zabijaia w Biblii. Jeśli więc płód nie jest człowiekiem argument zdaje się mieć sens. A na jakiej podstawie możemy to rozstrzygnąć?

Po pierwsze płód ma DNA człowieka. Absurdem byłoby szukać innego organizmu, który na pewno nie jest człowiekiem, a który miałby takie samo DNA.
Po drugie z płodu na pewno powstaje człowiek i jeśli by przyjąć, że płód nie jest w pełni rozwiniętym człowiekiem to to samo trzeba by przyjąć o noworodkach. Czy jest ktoś, kto dopuszczałby zabijanie noworodków? A jednak zdaje się, że z logicznego punktu widzenia między tymi dwoma przypadkami nie ma różnicy. Czy naprawdę o tym czy można zabić dziecko miałoby decydować jego położenie geograficzne?
Po trzecie by mówić o morderstwie trzeba mówić o życiu. Z pewnością płód jest żywy, inaczej nie mógłby się rozwijać. Martwe rzeczy nie rosną.
Po czwarte jeśli by przyjąć, że nie da się tego rozstrzygnąć to i tak lepiej jest traktować płód jako człowieka tak na wszelki wypadek. Jeśli nie jest człowiek to pozwalając mu żyć nie czynimy nic złego. W drugą stronę, jeśli jest to człowiek, a odbieramy mu życie sytuacja jest znacznie gorsza.

Racjonalnie więc trzeba przyjąć, że płód jest człowiekiem, a zatem w dalszej części będę aborcję nazywał prawem do zabijania.

Wybór kobiety, a jej ciało

Czy kobieta ma prawo zabić dziecko będące w jej łonie? Tutaj zdaje się być użyty argument z prawa własności do swojego ciała. Jednak dlaczego ciało miało by być jakimś wyjątkowym przypadkiem prawa własności? Jeśli więc posiadam dom, a w nim swoje dzieci to czy idąc tą samą logiką mam prawo zabić swoje dzieci jeśli ich tam nie chcę? Nie sądzę by ktokolwiek o zdrowych zmysłach postulował coś takiego. Prawo do życia jest nadrzędne nad prawem własności.

Ukrócenie cierpienia

Pozostałe dwa argumenty dotyczą w zasadzie tego samego. Czy cierpienie jest wystarczającym powodem do zabijania? Emocjnolanie wydaje się być to zbyt ciężkie by patrzeć na śmierć swojego dziecka, na jego cierpienie, które tym samym powoduje cierpienie rodziców. W szczególności jeśli dziecko rodzi się z tak olbrzymimi wadami, że umiera w ciągu godzin lub dni. Nikt nie chce tego doświadczać.

Ale dlaczego ten przypadek miałby być inny od pozostałych? Co jeśli moje dwuletnie dziecko nagle zachoruje na śmiertelną chorobę, która je zabije w ciągu kilku dni w potwornych męczarniach? Czy wtedy też mogę je zabić od razu? Z pewnością moim moralnym obowiązkiem jest uczynić wszystko by cierpiało jak najmniej. Jednak to nie to samo co odbieranie życia. I kto niby ma ustalać jaki stopień cierpienia albo jaka długość życia jest wystarczająca by uzasadnić morderstwo? Czy jeśli dziecko może maksymalnie przeżyć 10 lat to można je zabić? A może tylko wtedy jeśli 10 miesięcy? A czemu nie 10 i pół miesiąca?

A co jeśli stracę dobrze płatną pracę i będę musiał pracować w dużo gorszych warunkach przez 16 godzin dziennie by wyżywić moje dzieci? Cierpiał będę niewyobrażalnie tak jak i one. Czy to też jest dobra wymówka do ich zabijania?

A co ze starszymi osobami, powiedzmy 90+? Po co cały ten ZUS, przecież oni i tak niedługo umrą i jestem pewien, że wiele z nich cierpi. Czy może lepiej byłoby im wszystkim ukrócić cierpienia? Nie musielibyśmy wtedy tyle na ich wszystkich płacić. Same korzyści, prawda?

Przykładów można by mnożyć i mnożyć. Jednak do tej pory skupiłem się tylko na tym co widać. Na tym też skupia się publika. Jednak jest wiele rzeczy, których nie widać. Wydawać by się mogło, że odebranie życia dziecku to sytuacja win-win: nie cierpi matka i nie cierpi dziecko. Chcę jednak zwrócić uwagę na to co jeszcze odbieramy wraz z życiem zwłaszcza w przypadku dziecka, które i tak nie przeżyje zbyt długo:
- pierwszy kontakt ze światem,
- widok i dotyk swojej matki,
- pierwsze odczucie miłości i opieki,
- możliwość pożegnania,
- możliwość odejścia wśród kochających je ludzi.
Czy to tak wiele by poświęcić kilka godzin, dni, lat oddając wszystko co tylko możemy dla swojego umierającego dziecka?

Reasumując nie widzę żadnej moralnej przesłanki by usprawiedliwić prawo rodziców do zabijania swoich dzieci zwane aborcją. Zamiast tego chciałbym by każdy z nas pomagał jak tylko potrafi osobom w swoim otoczeniu, które zmagają się z takimi problemami. Sam chciałbym móc uczynić więcej bo wiem, że równie łatwo odwracam swój wzrok. A jaka jest twoja opinia?

2 komentarze:

  1. Karol, powiem szczerze, dumny jestem, że w niejednej ławce razem przesiedzieliśmy i swoim słowem opisujesz poglądy tak bliskie memu sercu :) Zdrówka i wytrwałości w blogowaniu! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miłe słowa! Nie bloguję zbyt często, raczej tylko wtedy, gdy coś mnie poruszy. Dla takich komentarzy warto pisać, dzięki jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń