Przeciwko studiowaniu:
- na studiach uczysz się wszystkiego... niepotrzebnego,
- sam uczysz się o wiele szybciej,
- papiery i tak nie wiele dzisiaj znaczą,
- studia kształcą tylko bezrobotnych.
Za studiowaniem:
- 70% ludzi uczy się szybciej samemu ale prawie nikt nie wie czego powinien się uczyć,
- studia nie są by przygotowywać ludzi do pracy ale by rozwijać "głód wiedzy",
- duże firmy (korporacje) bez tytułu magistra a czasami nawet doktora nikogo nie zatrudniają.
Tak naprawdę to te argumenty są niewiele warte ale postaram się odnieść do każdego z nich. Zatem na pierwszy ogień idzie teza, że studia uczą samych nie potrzebnych rzeczy.
Studia jak każda inna firma czy też instytucja aby przetrwać musi realizować czyjeś potrzeby. A czyje potrzeby realizuje firma? No tych osób, które płacą. A kto zatem płaci? Nasuwa się od razu, że studenci co oczywiście jest bzdurą. Nawet w przypadku studiów prywatnych. Czesne na renomowanych amerykańskich uczelniach prywatnych pokrywają zaledwie 30% kosztów. W Polsce jest to jeszcze mniejszy procent. Amerykańskie uczelnie utrzymują się z dotacji prywatnych i państwowych, polskie natomiast praktycznie tylko z tych drugich. Czyje potrzeby realizują uczelnie? Rządu, ministerstwa czy też swoje własne "widzimisię" jeżeli dany rząd akurat daje im sporo swobody. Skoro studia nie realizują potrzeb studentów to chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że nie uczą one też w większości potrzebnych im rzeczy.
No dobrze ale skąd studenci mają wiedzieć czego właściwie potrzebują? Czy nie musimy im właśnie tego pokazać? Czy profesorowie tego nie wiedzą lepiej od nas samych? Z takiego myślenia wynika właśnie, że tak wiele osób pozostaje po studiach bez pracy. Dowiedzieć się naprawdę nie jest trudno. Po pierwsze musimy wiedzieć albo co chcemy robić albo ile chcemy zarabiać. Jak wiemy co chcemy robić to szukamy firmy lub też osoby, która to robi i dowiadujemy się co ona potrafi. Jeżeli wiemy ile chcemy zarabiać to szukamy zawodu, w którym osoby tyle zarabiają i tak samo dowiadujemy się od nich czego nam potrzeba. W dobie Internetu z takimi osobami możemy porozmawiać zupełnie za darmo i pewnie nam jeszcze pomogą się tego wszystkiego nauczyć. Wystarczy chcieć. Można też przejść się na rozmowę kwalifikacyjną ale nie po to by dostać pracę lecz po to tylko by zobaczyć test kompetencji i zorientować czego jeszcze nie potrafimy.
A może profesor też może nam takiej informacji udzielić? Warto kierować się w życiu zasadą, że zawsze uczymy się od ludzi, którzy osiągnęli już to co i my chcemy osiągnąć. Profesor może nam pomóc tylko w wypadku, gdy sami chcemy być profesorami :)
Głód wiedzy jest arcyciekawym argumentem. Najpierw trzeba by zdefiniować co to właściwie jest. Jak odczuwamy głód to oznacza mniej więcej tyle, że nie potrafimy myśleć o niczym innym jak tylko o tym jak zdobyć jedzenie. Zgodnie z tą przesłanką nie wydaje mi się żeby osoba głodna wiedzy czekała aż do studiów aby ktoś jej tą wiedzę podarował. Wydaje mi się raczej oczywiste, że taka osoba szuka wiedzy na wszystkie możliwe sposoby i nie zawraca sobie głowy tak długim procesem nauki jakim są właśnie studia. To raczej osoby, którym się nie chce idą do szkoły aby ktoś im wszystko pokazał żeby nie musieli sami szukać i się dowiadywać.
A co z papierami? Tu mogę pisać tylko z doświadczenia, a pracowałem u kilku pracodawców i znajomi pracowali, i znajomi znajomych, ba nawet sam byłem pracodawcą. Papier nie otwiera żadnych drzwi. Jedyne firmy, których to w ogóle obchodzi to firmy państwowe i korporacje. Tam faktycznie bez papierka nie wejdziemy. Jeżeli praca w korporacji jest naszym marzeniem to nie mamy niestety wyjścia (co do firm państwowych to mi by było wstyd pracować dla złodzieja). Oczywiście jak przejrzymy oferty pracy to prawie na każdym będzie widniało wymaganie aby być co najmniej studentem 5 roku. Jest to raczej efekt populizmu i nie należy się tym przejmować tylko wysyłać CV, a na pewno odpowiedzą i zaproszą na rozmowę.
To po co w ogóle istnieją uczelnie? Czy faktycznie tylko produkują bezrobotnych? Jak już pisałem wcześniej studia nie są ukierunkowane na studentów. Prawdę mówiąc to nigdy nie były. Studia to taki ośrodek badawczy dla profesorów, aby mogli prowadzić swoje badania czy to na potrzeby firmy czy też rządu. Im tylko na tym zależy, tylko na tym aby uzyskiwać granty i dotacje by móc prowadzić swoje badania. Nazwałbym je pieszczotliwie "ośrodkiem samorealizacji uczonych". I wcale nie chodzi o to aby ten profil zmieniać, a raczej chodzi o to aby to sobie uświadomić. Tylko my sami jesteśmy odpowiedzialni za to czego się nauczymy i czy będziemy mieli pracę. Ważne zatem jest by wiedzieć czym są uczelnie, a czym nie. A nie są na pewno miejscem, które zapewni nam pracę poza murem uczelni.
Wniosek z tego taki, że studiować się nie opłaca ale to nie oznacza wcale, że uczyć się nie opłaca. To właśnie zamiast studiować powinniśmy się uczyć i to o wiele więcej niż na studiach.
Z korporacjami to też różnie bywa. Nie mam jeszcze wielkiego doświadczenia, ale pracuję już w drugiej. Pierwsza była duża, jak na polską skalę, obecna to prawdziwy międzynarodowy moloch. W obu pracowałem jako programista, będąc absolwentem studiów prawniczych... Fakt, że to specyficzny zawód, w którym wciąż i wciąż okrutnie brakuje głów do pracy. Ale tym niemniej. Nie papier się liczy, tylko to, co się potrafi pokazać na rozmowie. ;)
OdpowiedzUsuń